Niedawno miałem zaszczyt zajmować się bardzo wyjątkowym instrumentem.
Wyjątkowym z wielu względów. Fortepian Małecki to warszawska manufaktura o długich tradycjach budowy fortepianów.
W czasach, w których powstawał ten egzemplarz, silniki parowe stosowane w fabrykach napędzały pasy transmisyjne a te były podłączone do frezarek, tokarek czy wiertarek. Prąd elektryczny zaczął się pojawiać w kopalniach na Górnym Śląsku w 1878 roku. W tym roku również powstał fortepian Małecki. Projektowanie odbywało się na deskach kreślarskich przy oświetleniu lamp naftowych.
Świadomość ta działa na wyobraźnię tym bardziej, jeśli zdamy sobie sprawę, jak skomplikowany to instrument. Wyjątkowy egzemplarz, nasz rodzimy instrument, który jakimś trafem przetrwał ponad 140 lat i to w całkiem dobrym stanie. Wyjątkowy również dlatego, że Pan Małecki dopracował ten model w najdrobniejszych detalach, dzięki niemu zdobył medal zasługi w Wiedniu.
Fortepian o długości 200 cm, w układzie prosto strunowym, z mechanizmem wiedeńskim, wykończony fornirem palisandrowym nie był wtedy nowinką technicznego geniuszu, ale bardzo udanym pod względem konstrukcyjnym instrumentem o mocnym i ciepłym brzmieniu. Przepiękny wygląd zewnętrzny fortepianu i jego walory dźwiękowe tworzyły razem skończone dzieło.
Najwięcej radości sprawił mi moment, w którym Właścicielka fortepianu zobaczyła go w swoim domu. Za każdym razem jest to wyjątkowy moment nie tylko dla mnie. Podczas renowacji instrumentu mam czas oswoić się z każdym stadium metamorfozy i efekt końcowy nie jest tak szokujący dla mnie jak dla Właściciela. Natomiast dla osoby związanej emocjonalnie z instrumentem, musi być naprawdę bardzo silnym doznaniem. Cieszę się, że mogę być wtedy razem z nimi.
Małecki miał mocno popękane dno rezonansowe. Wielu strun brakowało a kołki stroikowe były już wymieniane w przeszłości. Mechanizm mimo upływu czasu zachował się w dobrym stanie. Choć oczywiście także wymagał regeneracji. Obudowa mocno uszkodzona, przy jej renowacji było najwiecej pracy.